Kiedy wchodzę do laboratorium i wyczuwam zapach gnijących lub pleśniejących resztek, wówczas cieszę się, że mam na sobie fartuch i rękawiczki. Wyobraź sobie – w laboratorium pracujemy z potencjalnie niechorobotwórczymi mikroorganizmami, które uznawane są za bezpieczne i wykorzystywane są w przemyśle spożywczym, czy farmaceutycznym. A mimo to zadania wykonujemy w odzieży ochronnej z zachowaniem ostrożności. I kiedy myślę, jak w mieszkaniach, w domach, a już szczególnie w kuchniach, grasują różnego rodzaju pleśnie, często szkodliwe dla naszego organizmu, a my je bagatelizujemy, wówczas ciarki przebiegają mi po plecach. Po spotkaniu ze sterylnym laboratoryjnym pomieszczeniem gdzie hoduje się bezpieczne szczepy, zwykły blat kuchenny, czy kąt pokoju staje się czymś, co wywołuje reakcję ostrzegawczą.

Trzymanie zapleśniałych ścian w takim stanie przez długi czas, czy przechowywanie zepsutego jedzenia, a co gorsze – odkrawanie spleśniałych kawałków żywności i jedzenie reszty – to liczne i powszechne zagrożenia dla zdrowia. Wymienione błędy są często skutkiem niewiedzy i dlatego już wyjaśniam, dlaczego nie służy to naszemu zdrowiu.

Pleśnie na ścianach

Jednym z chętniej atakujących ściany gatunków (nie jedynym) grzybów jest Alternaria. Ten gatunek pleśni jest obecny w powietrzu, a razem z Penicillium często atakuje żywność (Penicillium ma z reguły barwę od białej po zielonkawą).

Alternarię można odróżnić po tym, ze w miejscach gdzie rośnie podłoże robi się czarne (widać na ścianach). Dzieje się tak, gdyż pleśń ta produkuje melaninę – ciemny barwnik nadający kolor miejscu, w którym rośnie.

Z grzybami na ścianach wiąże się kilka problemów. Po pierwsze – produkują one ogromne ilości zarodników, które wraz z powietrzem wędrują po całym pomieszczeniu, szybciej opanowując inne miejsca. Po drugie – oddychamy tym powietrzem.

Odbija się to bardzo niekorzystnie na naszym stanie zdrowia: wzmaga alergie, może prowadzić do grzybic układu oddechowego, osłabia odporność. Wiele osób mieszkających w zagrzybionych pomieszczeniach choruje, szczególnie na choroby górnych dróg oddechowych, może cierpieć na często bóle głowy oraz ciągłe zmęczenie i złe samopoczucie. Jako trzeci efekt można wymienić niszczenie różnych przedmiotów – rozprzestrzeniająca się pleśń porasta coraz to nowe materiały powodując degradację niektórych z nich (ręczniki, maty, drewniane deski itp.).

Przechowywanie zepsutego jedzenia.

Jest to sytuacja, z powagi której często nie zdajemy sobie sprawy. Pamiętajmy – wiele mikroorganizmów w tym głównie bakterii i pleśni podczas procesu wzrostu i rozmnażania produkuje liczne substancje szkodliwe dla naszego zdrowia. Alternaria, choć nazwę ma ładną, niestety często wytwarza szkodliwe dla zdrowia substancje. Jedną z nich jest alternariol.

Popularne i często wymieniane są aflatoksyny – silnie trujące związki odkładające się w wątrobie i nieusuwalne z organizmu. Jeśli spożywamy je regularnie – wówczas ich ilość w ciele rośnie, a stan zdrowia pogarsza się. Wytwarzane są przez grzyby z rodzaju Aspergillus.

W naszych kuchniach, na owocach czasem można spotkać Aspergillus niger – czarny kożuszek, który w powiększeniu wygląda jak las czarnych kuleczek na pręcikach. Jeżeli taką popsutą żywność trzymamy ze świeżą – wówczas przyspiesza się proces psucia jeszcze dobrych produktów. Ponadto należy przebierać owoce przed przyrządzaniem z nich potraw czy przetworów, w przeciwnym razie nasze domowe wyroby będą dla nas trujące.

Absolutnie należy unikać trzymania długi czas spleśniałego jedzenia!

Rozprzestrzenia ono zarodniki. A  pamiętajmy – w domu nie nosimy masek ochronnych, ani rękawiczek, a gatunki rozwijające się na starych resztkach mogą być chorobotwórcze! Kiedy widzisz, że w słoiku zepsuł się dżem, nie otwieraj go by sprawdzić jak bardzo. To dość niezdrowy przykład zaspokajania ciekawości…

„Spleśniało tylko pół banana – reszta jest dobra!”

Nie jest dobra. Bezsprzecznie i naprawdę: jest szkodliwa.

To, co widzisz na wierzchu jabłka czy truskawki, to tylko widoczna dla nas gołym okiem, zewnętrzna część grzybni. Faktycznie, cały owoc czy warzywo jest wzdłuż i wszerz, na wskroś przerośnięta pleśnią. To że jej nie widać, nie oznacza że jej nie ma… Zdarza się nawet tak – że stężenie toksyn jest największe po przeciwnej stornie owocu, niż rośnie widoczny grzyb. Dzieje się tak dlatego, że różne partie grzyba odpowiedzialne są za rożne procesy życiowe, a produkcją mykotoksyn zajmuje się tylko część komórek.

Dlatego – jeśli widzisz spleśniałe jedzenie – po prostu je wyrzuć. Jeśli myślisz że marnujesz pieniądze – to pomyśl ile będzie Cię kosztować leczenie chorej wątroby, łykanie tabletek i picie syropów przez wiele lat, na skutek uszkodzeń tkanek i schorzeń wywołanych takim „jeszcze dobrym” kawałkiem jedzenia. I przelicz.

Soki owocowe

Warto też zwrócić uwagę na soki owocowe, szczególnie jabłkowy. Owoce te łatwo się psują, są delikatne i lekkie uszkodzenie prowadzi do szybkiego rozwoju pleśni czy bakterii. W przetwórniach nie każdy zepsuty owoc zostaje usunięty z produkcji. Soki nie są wolne od aflatoksyn czy innych mykotoksyn. Za to ich dopuszczalne stężenie jest określone normami i musi być przestrzegane. Nie oznacza to, że nie należy pić napojów owocowych. Ważniejsze jest stosowanie zróżnicowanej diety i uważanie na ilość. Z pewnością dwa litry soku jabłkowego dziennie można uznać za zbyt wiele.

Jeśli widzisz u siebie w domu na ścianie wdającą się pleśń – usuń ją jak najszybciej. Twoje zdrowie nie jest warte odkładania tej czynności na później. Sprawdzaj szczególnie wilgotne i zacienione zakamarki: narożniki pokojów, kuchnie oraz koniecznie łazienki. Do usuwania pleśni nadaje się nawet zwykły „Domestos” czy „Ace” i inne preparaty chlorowe, ale można kupić również specjalistyczne środki grzybobójcze. Pamiętaj, aby dokładnie wywietrzyć mieszkanie po takim zabiegu!

Wyrzucaj jedzenie jeśli widzisz, że jest zepsute i zapomnij o szukaniu „jeszcze dobrego kawałka”. I ciesz się zdrową atmosferą w domu 🙂